W mojej rodzinnej wiosce, kiedy szedłem do kościoła, mijałem dom sióstr służebniczek starowiejskich. Na elewacji ich domu był umieszczony napis „Przez Maryję do Jezusa”. Słowa, których sens zaczynam rozumieć . Patrząc na swoją historię, zobaczyłem, jak poza moją świadomością hasło to wypełniało się w moim życiu.
W dzisiejszą uroczystość Matki Bożej Częstochowskiej słyszymy ewangelię, która już niejednokrotnie była przez nas słyszana. Widzimy, jak bardzo obecność Jezusa w życiu małżeńskim pary, która zaprosiła Go na weselę, okazała się bezcenna. Pierwszą, która zauważyła biedę, tych młodych ludzi, była właśnie Maryja. I to ona zachęciła sługi do pełnej ufności i posłuszeństwa słowom Jezusa. Napełnienie stągwi wodą, z których każda mogła pomieścić około 120 litrów, wymagało dużo pracy i cierpliwości, zważając choćby na to, że nie wiedzieli tak naprawdę, po co to robią.
Praca przy stągwiach, które były przecież przeznaczone do rytualnych oczyszczeń, jest w pewnym sensie pięknym obrazem spowiedzi. Każdy z nas w tym sakramencie może zostawić wszystkie brudy, których przecież nie ma tak mało. Czasami zbiera się tego wszystkiego aż po brzegi. Jezus nieustannie nasze codzienne brudy egoizmu, narzekań, pracoholizmu, strachu itp., pragnie przemienić na coś wyjątkowego. Tak bardzo wyjątkowego, że każdy, kto będzie tego próbował, będzie pełen zachwytu. Bo człowiek przemieniony przez Miłość może dawać tylko miłość. I to jest chyba jeden z największych cudów.
Moje „małe nawrócenie”, które przeżyłem w młodym wieku zaczęło się od październikowych różańców, na które chodziłem z racji zbliżającego się bierzmowania. Przez modlitwę różańcową zacząłem częściej chodzić na mszę i do spowiedzi. Widzę dzisiaj, jak delikatnie i z wielkim wyczuciem Maryja prowadzi mnie do Jezusa.