Szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie… W XXI wieku po raz pierwszy na własnej skórze tak dobitnie przekonujemy się, że Jan Kochanowski wiedział o czym pisze, gdy na zdrowiu swoją fraszkę zbudował. Śledząc opinie, komentarze i świat publicystyki (także tej katolickiej) dochodzę do smutnego wniosku, że coraz mniej zdrowia w naszym myśleniu. Także w kwestiach wiary, doktryny i sakramentów (nie mówiąc już o praktyce chrześcijańskiego życia) do głosu dochodzą postawy skrajne. Jedni obrażają się na drugich, oskarżają o złe intencje, świętokradztwa i herezje. Wszyscy stali się lekarzami, teologami i prorokami. Staje zatem przed nami niebagatelne pytanie: jak odnaleźć się w świecie, w którym zdrowy rozsądek został zastąpiony narracją o własnych odczuciach i przekonaniach?
W codziennym życiu staram się unikać posądzania kogoś o złe intencje. Jednocześnie dopuszczam do świadomości fakt, że nie wszystkie intencje w naszych poglądach i postępowaniu są w pełni uświadomione. Pomijając jednak ten Freudowski wstęp pragnę zauważyć, że za każdym naszym postępowaniem i poglądem powinna stać cnota, która już przez starożytnych była szanowana, a wręcz ubóstwiana. Mowa o roztropności.
Sokrates miał powtarzać swoim uczniom: „Cokolwiek czynisz, czyń rozważnie i patrz końca”. W chrześcijaństwie wspaniałą wykładnię tego pojęcia dał św. Tomasz z Akwinu, który zachęcał do dobierania odpowiednich środków w drodze do dobrego celu. W praktyce życia chrześcijańskiego roztropność przejawia się głównie w szukaniu rozumnego i wyważonego umiaru w praktykowaniu innych cnót. Nie bez przyczyny roztropność nazywana jest „woźnicą cnót”. Tam, gdzie nieumiejętne praktykowanie innych cnót przynosi większe szkody niż korzyści, musimy wrócić do kardynalnej cnoty roztropności. Jeżeli ktoś w drodze do dobrego celu obiera złe środki to niewiele ma to wspólnego z roztropnością. Dla przykładu: jeżeli ktoś bagatelizuje zagrożenie epidemiczne i naraża siebie i innych na zarażenie to cnoty w tym nie ma żadnej. Jeżeli ktoś natomiast wpada w panikę i wykupił 20 skrzynek bananów na wszelki wypadek to jest to raczej głupota niż przezorność. W zdrowej postawie człowiek roztropny uczy się na własnych błędach, jest otwarty na mądrość innych, wreszcie stara się o zdrowy osąd rzeczywistości i jest zapobiegliwy. Potrzeba nam dzisiaj ludzi roztropnych, wyważonych, światłych, którzy dzięki zdrowemu osądowi wyprowadzą nas z kryzysu.
Roztropność wydaje się szczególnie potrzebna w takich czasach jak te. Pozwala uniknąć paniki, poddać się roztropnym poleceniom, wysłuchać drugiego człowieka i odrzucać postawy skrajne. Wiem, że prawda nie zawsze leży po środku, ale też roztropny umiar nikomu nie zaszkodził, a często pozwolił uchronić się od wielu nieszczęść. Rację miał zatem Jan Kochanowski, gdy w Trenie XII chwalił zachowanie „roztropne, obyczajne, ludzkie, nierzewniwe,/ Dobrowolne, układne, skromne i wstydliwe”.